opowiadania


Błękitna Laguna
 
Z czarnych odmętów oceanu,ze zbliżenia nieba z linią horyzontu, daleko gdzieś ….narodziła się fala. Z każdym dniem swojego istnienia przybierała na sile. Miliony kropel drżały w niej,rosły ,tańczyły i uśmiechały się do słońca. Ona też się uśmiechała a kiedy stała się już na tyle dorosła by zmierzyć się z przeznaczeniem popłynęła zwyczajem wszystkich fal przed siebie. Wiedziona jednym pragnieniem,jedną tylko myślą ,która od zawsze w niej rosła..dosięgnięcia lądu. Nie wiedziała jeszcze czym jest ten ląd , czuła jedynie ,że jest i że Ona musi tam płynąc ...jak każda fala od dawien dawna...im dłużej płynęła tym częściej myślała...jaki jest ten ląd?...im częściej myślała tym szybciej biegła...krople piętrzyły się i białą grzywą spadały w ocean by odrodzić się w niej na nowo....szalony bieg ku przeznaczeniu...jedno pragnienie...jedna myśl...ląd...mój ukochany ląd....jedyny i tylko dla mnie....
Zobaczyła go w oddali ....jest!!!!!!....to mój ląd!!!....to na pewno mój ląd....to musi być mój ląd.!!...nareszcie.....oszalała z radości,roztańczona,pełna marzeń i wyobraźni, drgając każdą kroplą z rozwianą grzywą biegła do niego..piękna,czysta.....zaślepiona,naiwna...gotowa na wszystko czym było spotkanie z tym wyczekanym,wymarzonym lądem ...nic już nie widząc, nic nie słysząc....zupełnie bezbronna i zupełnie nie świadoma...a ląd stawał się coraz większy,z każdą sekundą jej biegu stawał się stromym,skalnym brzegiem broniącym dostępu do lądu....ale tego fala już nie zobaczyła....
runęła na niego całą siłą swoich marzeń,całą radością...gotowa otulić ten wymarzony ląd ciepłem swoich kropel,zatańczyć dla niego milionami odbić słonecznych promieni ….pieścić go migotaniem światełek na swojej grzywie i …
całą sobą upadła na skałę ...roztrzaskała ,rozpadła się z jękiem miliona kropli....spłynęła bezwładnie po zimnej i niewzruszonej skale ledwo pojmując co zaszło....zatapiając się wolno w odmętach oceanu..oszołomiona...zagubiona...rozbita...
jedno pragnienie,jedna myśl....ląd....mój ląd...tam jest mój....
zerwała się z głębin..już nie taka piękna...i nie taka roztańczona...silna gniewem , doświadczona rozpaczą,gnana pragnieniem osiągnięcia upragnionego lądu...gotowa walczyć o NIEGO za wszelką cenę...gotowa zdobyć Go nawet kosztem siebie.. uderzyła o skałę...raz.....i jeszcze raz...i jeszcze....
im bardziej uderzała tym dalej skała odrzucała ją od lądu...im bardziej była wzburzona tym mocniej skała oddawała ciosy...im szybciej fala uderzała o skałę tym głębiej zapadała się w morskie odmęty rozbita.....
i tak trwał taniec fali owładniętej jednym pragnieniem i skały,zimnej, niewzruszonej na swym posterunku......fala słabła ,z każdym nowym uderzeniem ubywało jej kropel a tym samym ubywało jej blasków słońca odbijającego się w jej grzbiecie…
aż przyszedł dzień kiedy wiedziała ,że to już ostatni raz....że nie ma już sił walczyć o swój ląd....że nie ma już siły walczyć o nic.....że to koniec....przegrałam,pomyślała z rozpaczą...nie ma dla mnie lądu....nie ma dla mnie nic....
odpłynęła...nabrała siły po raz ostatni....spojrzała na ląd, ten oddalony JEJ LĄD …..upragniony,jedyny..
na słońce..
na błękitne niebo.....
zapłakała a gorące krople jej łez spadały tworząc mgłę....albo pokonam skałę albo się o nią rozbiję-pomyślała....pogodzona z sobą...pogodzona z losem.....obdarta z marzeń..resztkami sił..ruszyła przed siebie na oślep.....gotowa zginąć za swoje marzenia.....gotowa na śmierć...
zupełnie nie oczekiwanie powiał wiatr kierując zaślepioną  falę ,sunącą wprost na skały w innym kierunku ….. kiedy czuła ,że to już...że teraz uderzy o skałę...świadoma nieosiągalności tego upragnionego lądu o którym wiedziała tylko że jest...runęła przed siebie i......
upadła z łoskotem na ciepły,miękki piasek....rozlała się po nim raz...i jeszcze raz...i jeszcze...coraz wolniej i wolniej....coraz leniwiej..i leniwiej.....pieszcząc łagodny, piaszczysty brzeg ,który przyjął ją łagodnie..przywitał krzykiem mew....przytulił ciepło rozkładając ramiona swojej plaży.....oszołomioną...szczęśliwą...uspokojoną.....
zostali tam.....ona-szalona,kipiąca i zdeterminowana fala i on-łagodny ,ciepły i spokojny brzeg....błękitna laguna
gra-mik 26.08.2008
 ************************************************************************************ 
Jego pierwszy raz

 Włożył rękę do kieszeni…
ostatnio dość często wkładał rękę do kieszeni…
właściwie mógłby uznać ,że uzależnił się od tej kieszeni….nie…uzależnił się od zawartości kieszeni….
   Ilekroć wkładał tam ostatnio rękę odnosił wrażenie jakby świat zatrzymywał się na chwilę….istniała tylko ta chwila, ten  moment kiedy  palce Go dotykały …i nie ważne czy robił to szybkim ruchem w pośpiechu ,nerwowo czy też delikatnie dotykał samymi opuszkami palców pieszcząc Go i obracając …
przyjemność zawsze była taka sama…narastała z każdą sekundą obcowania z Nim….czuł napływ gorąca, które wypełnia go całego…czuł jak  na policzki wypływał rumieniec a  oczy delikatnie się przymykały... istniała tylko rozkosz dotyku…
   Wiedział ,że to tylko narzędzie ,że potem, kiedyś ...musi nastąpić coś więcej…ale teraz sam dotyk,sama pieszczota jego palców wystarczała za wszystkie przyjemności świata….wyobraźnia podsuwała obrazy, krew tańczyła mu w żyłach ,serce zaczynało bić jak oszalałe…
   Czasem idąc ulicą delikatnie dotykał kieszeni spodni sprawdzając czy On tam jest…był…i wtedy uśmiechał się do siebie na samo wspomnienie tych chwil kiedy Go trzymał ,dotykał,zaciskał na Nim palce i czuł Go całym sobą…znał już dokładnie każdy Jego milimetr…mógł go przywołać w pamięci kiedy zechciał ,tyle razy palcami poznawał Jego detale….żadnej z tych chwilek nie oddałby nikomu….
    To przecież jego przygrywka do najważniejszej chwili w jego życiu…
do chwili kiedy Ona ,Marta stanie przed nim…kiedy patrząc głęboko w jej chabrowe oczy  jedną ręką obejmie ją w pasie…przyciągnie do siebie w ten cudowny sposób ,który Ona tak lubi….pocałuje najpierw delikatnie jakby od niechcenia …potem mocniej…jednocześnie wolno,niepostrzeżenie wsadzi rękę do kieszeni…wyjmując Go z będzie rozkoszował się podwójnie wiedząc ,że za chwilę …za momencik Marta też Go zobaczy…
że zapiszczy z radości i podniecenia…a źrenice jej oczu zapłoną niecierpliwością i pożądaniem...kiedy będzie Go delikatnie ,z  prawie nabożnym namaszczeniem i największą ostrożnością wkładał…delektując się każdą sekundą tej chwili jedynej i najważniejszej…..
czując narastające swoje i jej podniecenie….
czując przyśpieszony puls i widząc jej coraz szybciej falującą pierś…
na tą chwilę czekali oboje…bardzo ,bardzo długo….
…………………..
a potem, kiedy włoży Go dokładnie tam gdzie powinien się znaleźć…
 szybkim ruchem przekręci Go w stacyjce ….
silnik zamruczy…
zapną pasy….
 i pojadą swoim własnym samochodem w przyszłość.

Gra-mik 2008

 ****************************************************************************************
Magiczne kółeczko

Na kuchennym blacie ktoś położył pęk kluczy...jak zwykle...było to stałe miejsce dla kluczy więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Leżały tam sobie jak co dnia ale tym razem nie leżały spokojnie. Największy klucz z pęku, gruby ,duży z ogromną i bardzo rzeźbioną koroną zaczął rozpychać się mrucząc ,że jemu to właśnie należy się więcej miejsca .
-Jestem kluczem od bramy! ..krzyknął poirytowany...należy mi się szczególne miejsce bo jestem nie tylko największy ale i najważniejszy!!!Beze mnie Państwo nie dostaną się na posesję....z drogi!!!
-Hola!!...krzyknął kluczyk bardzo podobny do grubasa tylko ,że zgrabniejszy, mniejszy i staranniej wykonany....może jesteś największy ale na pewno nie najważniejszy. To mnie należy się szczególne miejsce!jestem od domu....beze mnie na pewno do domu nie wejdą !!!
a dom lubią bardziej od bramy ,musisz przyznać....spadaj stary...i sprytnym dość ruchem zepchnął klucz od bramy na bok.
-O! na pewno nie! To mnie należy się laur!! To mnie Państwo kochają najbardziej,to mnie rano szukają i martwią się kiedy nie mogą mnie znaleźć..zawołał kluczyk od samochodu... to ja otwieram im drzwi ich autka....jesteście więksi ale to moje miejsce...i zgrabnym ruchem przesunął oniemiałych przeciwników.
-No jeśli mowa o sympatii Państwa to bardzo proszę szanownych przedmówców o ustąpienie z mojego miejsca..zawołał stanowczo i kategorycznie breloczek w kształcie krasnala.
-No to już szczyt bezczelności!!... odezwały się razem piskliwym chórkiem kluczyk do pocztowej skrzynki i garażu...ty nawet nie jesteś kluczem! Jakim prawem zabierasz głos!?....
-bo to mnie kochają!to mnie zawiesili tu na szczęście!to beze mnie nie znaleźliby żadnego z was!Dla Państwa jesteście tylko kluczami ...I co!?...spojrzał po kluczach z pogardą ... To ja jestem najważniejszy!
-nie !to moje miejsce.!..
a właśnie ,że moje.!!..
nasze!
nasze!....krzyczały jeden przez drugiego , rozpychając się i udowadniając swoją ważność nad drugimi....spór trwałby pewnie jeszcze do dzisiaj gdyby ktoś spokojnie i stanowczo nie przemówił tak:
-ależ moi drodzy,dajcie spokój tej kłótni...wszyscy jesteśmy ważni bo każdy jest potrzeby i nie ma wtedy znaczenia w którym miejscu odpoczywa....
-kto to powiedział?..po pęku kluczy rozeszło się to pytanie jak echo....
-nie ja-odpowiedział grubas od bramy wydymając się jeszcze bardziej
-ja też nie-dodał szybko i niespokojnie klucz od domu rozglądając się ciekawie
-ani ja!-klucz od samochodu spojrzał z wyrzutem na kluczyki od garażu i skrzynki pocztowej.
-to nie myyyyyy!...zawołały maluchy i skuliły się jak tylko mogły najbardziej. Brelok- krasnoludek wzruszył tylko ramionkami na znak ,że nie zabierał głosu i wskazał kciukiem w niezbyt określonym kierunku nad sobą.
To ja...to ja powiedziałem....powiedziało kółeczko.
Ty?!...ty?...zgodnym chórem zakrzyczały wszystkie klucze bez wyjątku …
-no żeby jeszcze brelok...bo faktycznie jest tu po to aby nas nie szukać na blacie!...ale ty!...zwykłe ,pospolite kółeczko!?...
no masz tupet!..
no naprawdę masz tupet....żeby w takiej dyskusji brać udział!!
no niech pordzewieję jak nie jest to bezczelność !!!...krzyczały już jeden przez drugiego zapomniawszy nawet o co szedł spór przed chwilą.
-Tak bo to ja was wszystkich trzymam...beze mnie nie będzie pęku kluczy...beze mnie na nic się nie przyda breloczek.....ja trzymam was razem ...ja sprawiam ,że pęk kluczy istnieje...ja sprawiam ,że breloczek ma co wskazywać Państwu....beze mnie rozsypiecie się i pogubicie...nie jestem najważniejszy ale jestem najpotrzebniejszy wam...odpowiedział spokojnie i z godnością mały metalowy krążek .
A klucze?...zamilkły zawstydzone .

Gra-mik  2008
**********************************************************

Szara gołębica-opowieść walentynkowa

Pewien człowiek...DOBRY CZŁOWIEK....wędrował sobie przez życie. Był sam, więc sam wędrował i było mu z tym dobrze. Czasem zatrzymał się tu ,czy tam...porozmawiał z tym czy owym...ale potem ruszał w drogę...nie czuł się samotny bo droga po której szedł dostarczała mu stale rozrywek, wzruszeń, ciekawych sytuacji i możliwości do bycia dobrym człowiekiem.
Pewnego razu ujrzał na drodze skulonego nieruchomego ptaka, szarą gołębicę. Kiedy podszedł okazało się ,że gołąbek jest poraniony, ma połamane skrzydełka i zupełnie opadł z sił. Dobry człowiek zabrał więc gołąbkę ze sobą, opatrzył , poskładał skrzydła tak aby się mogły prawidłowo zrosnąć ,karmił , poił i pielęgnował tak jak potrafił... .Szara gołąbka nie wiedzieć kiedy wróciła do zdrowia , skrzydła zrosły się bez śladu, nabrała sił....ale nie odlatywała...była wolna i zdrowa ale nie odlatywała.....dobry człowiek  wędrował a ona latała nad nim wachlując skrzydłami w spiekotę ,lub tworząc cień nad jego głową...albo siadała mu w dłoniach i zasypiała z głową opartą na jego kciuku.... .mijały lata....
dobry człowiek przestał się nią zajmować bo miał inne sprawy na głowie.... wędrował z kochającą go  gołębicą nad głową nie myśląc zupełnie o tym dlaczego jest...czy dlaczego nie odlatuje.....zupełnie go to nie zajmowało bo gołębica po prostu była ...i już.... Gołębica wiedziała ,że dobry człowiek nie jest ptakiem ,nie ma skrzydeł.... że nie potrafi wznieść się tak wysoko jak ona więc czasem wzbijała się wysoko i opowiadała dobremu człowiekowi co widzi....wierzyła, że na swych skrzydłach niesie jego duszę tam , wysoko ...aby  i ona- dusza dobrego człowieka mogła zobaczyć to wszystko co widziała szara gołębica.....i czuła się szczęśliwa.....mimo ,że dobry człowiek wcale nie słuchał tego jej gruchania.....nie był przecież ptakiem.....
mijały kolejne lata.....
dobry człowiek wraz gołębicą nad głową wędrował dalej..... aż kiedyś podniósł wzrok i zobaczył ,że gołębica frunie nad nim tworząc cień tak aby słońce nie parzyło go w twarz.....pomyślał wtedy z dumą ….że to wygodnie mieć takiego ptaszka .... że cały czas tu jest z nim , w zasięgu ręki..... że to dobrze móc zwrócić komuś życie.....pomyślał o sobie z dumą i uśmiechem, czuł się naprawdę Dobrym Człowiekiem.... wtedy też zobaczył jaka jest piękna kiedy tak lata nad jego głową a promienie słońca  przenikają przez jej skrzydła złotym włosem spływając mu na twarz......wtedy zobaczył też ,że jest wolna!!!!... ..pomyślał ,że w każdej chwili może sobie odlecieć daleko!!!!!. ..może go zostawić!!!!..... ..może po prostu nie usiąść już nigdy na jego dłoni......nie oprzeć małej szarej główki na jego kciuku.. Dobry człowiek przestraszył się ..po raz pierwszy bardzo się przestraszył….złapał więc szarą gołębicę.....i połamał jej skrzydła …tak aby już nigdy nie mogła odlecieć od niego!.....a kiedy to zrobił ....posmutniał nagle...i gorzko zapłakał nad sobą samym ...poczuł bowiem jej ból…zrozumiał wtedy biedny Dobry Człowiek,że tylko Ona była z nim przez ten cały czas .. że tam , nad jego głową kiedy słońce przeglądało się w jej piórach była taka piękna … a teraz widział przed sobą zwykłego ptaka...bez blasku  słońca między skrzydłami była taka zwyczajna....a on bez tych skrzydeł nad głową i bez tego jej cienia na swojej twarzy był już tylko zwyczajnym człowiekiem……..zrozumiał wtedy ,że to były też jego skrzydła........
Kim jesteś ?.....ptakiem czy wędrowcem?
Jeśli jesteś ptakiem nie pozwól połamać swoich skrzydeł
Jeśli jesteś wędrowcem  nie łam ,bo to mogą być właśnie twoje skrzydła.
Tak czy tak ... wędrując przez życie rozglądaj się gdzie są twoje skrzydła........

14.02.2008 gra-mik
******************************************************************
Fata mrugana


Zobaczyła ją opartą o ścianę w holu bazy transportowej małej budowlanej firmy. Stała tam,wyprostowana,dumna jak nieme ziszczenie marzeń....Tak-marzeń.... To o Niej marzyła podświadomie...to Ją przywoływała w myślach. A teraz.... stała tam … tak po prostu... realna jak tłok w tramwaju,jak brak kasy przed pierwszym i tak prawdziwa jak tylko mogła być prawdziwa ta chwila. Już wtedy wiedziała ,że muszą się poznać,że musi do Niej podejść,musi Ją dotknąć.......ale nie teraz...nie w tej chwili kiedy oczy tych wszystkich kręcących się po bazie mogły zmącić piękno tego pierwszego kontaktu. Powtarzała sobie:...musisz zaczekać..musisz!!!.. Odczekać kiedy nikogo ,ale to zupełnie nikogo nie będzie. Kiedy będą zupełnie same. Kiedy z nikim nie będzie musiała dzielić słodyczy poznania.....Jeszcze wtedy nie miała pojęcia ,że na tę chwilę będzie musiała tak długo czekać.Nie miała pojęcia na jakie wyczekiwanie skazała siebie ....na jaką próbę.
Każdego dnia,każdej minuty miała Ją w zasięgu wzroku. Przechodziła obok Niej ledwo na Nią patrząc jakby bała się ,że ktoś mógłby odkryć jej fascynację i unicestwić poznanie zanim się ziści. Całą siłą woli powstrzymywała się aby przechodząc obok Niej nie próbować Jej choćby czubkiem palca dotknąć,nie otrzeć się o Nią niby przypadkiem albo nie wlepić w Nią pełnego uwielbienia wzroku.To był najdłuższy miesiąc w jej życiu....Tak bardzo Jej pragnęła,tak bardzo chciała już na tej przeklętej bazie zostać sama by móc zbiec te kilka dzielących je schodków i spełnić wreszcie swoje najbardziej skrywane marzenie...w marzeniach przez ten miesiąc przeżywała tę chwilę miliony razy..........
i stało się...pewnie dlatego nie od razu do niej dotarło. Nareszcie!!...nareszcie jest sama ...sama na tej przeklętej bazie!!!... nareszcie nikt się nie kręci...nikt nie patrzy... Jeszcze przez chwilę,kilka sekund zamarła w bezruchu nasłuchując czy to na prawdę TEN moment.... Tak... nie ma nikogo.... tak jak to sobie wymarzyła- NIKOGUŚKO!!! Przestała myśleć......,teraz istniała już tylko Ta chwila i One.... wiedziała ,że nic jej już nie zatrzyma,... z wypiekami na twarzy zatrzasnęła biuro i wybiegła...leciutka jak liść na wietrze wbiegła do korytarza....na schody, które prowadziły na ganek...a tam na pewno Ona stoi jak zwykle....Nagle!!.... dotarła do niej straszna,przerażająca myśl:... a jeśli Jej tam nie ma?...jeśli właśnie dzisiaj tam nie stoi?...Jakoś właśnie dzisiaj nie miała sposobności by w ciągu dnia zejść i popatrzeć na Nią więc nie wie...Nie pamięta też czy stała tam rano...NIE!!! to byłoby zbyt straszne!...Pełna obaw  schodziła ze schodów z oczami wbitymi w jedno tylko miejsce,w którym zawsze Ona stała .Nie była w stanie widzieć i słyszeć nic. Nie mogła myśleć o niczym więcej tylko o tym ,że już za chwilę ,za parę sekund będą razem...same i tylko dla siebie......
A Ona stała tam,cicha...,jak zwykle spokojna... ,oparta o ścinę...jakby nigdy nic innego nie robiła tylko czekała na to spotkanie!...mogła Jej dotknąć...,położyć na Niej swoje rozedrgane niecierpliwością i pożądaniem palce....Wbić w Nią paznokcie......,wczepić się w Nią z dzikością młodego wilczka i kołysząc biodrami stać się z Nią jednością.......Zarzucała biodrami to w jedną,to w drugą stronę.... a Ona... podążała za nią tak zgrabnie jakby były dla siebie stworzone. Śledziła Jej ruch z taką uwagą i namaszczeniem jak nowicjatka w klasztorze słucha pierwszego czytania biblii. Z jej twarzy nie tylko nie znikł rumieniec ale pojawiło się jeszcze uwielbienie, uśmiech rozkoszy jaki można zobaczyć tylko na twarzy pierwszych  kochanków......I stała tam , na środku placu bazy transportowej małej firmy budowlanej...na szpilkach cieniutkich jak igiełki...z podkasaną wysoko spódniczką..z rozognionym pożądaniem wzrokiem....z zaczerwienionymi od radości policzkami..... a między jej rozstawionymi lekko nogami poruszała się  to w jedną, to w drugą stronę wprawiona w ruch jej biodrami chruściana miotła-jej wreszcie zmaterializowane marzenie.......
baza nie była pusta....ale o tym dowiedziała się ciut później.

 
Gra-mik 2009

 *********************************************************


                                         Kapsle  na  piasku

 Początek lata.
Dzień wolniutko budził się do życia .
 Łapał pierwszy ciepły oddech , łaskotał ją promieniami wstającego słońca.
 Ona nie spała .
Już dawno obudziła się z długiego zimowego snu.
 Nie wiedzieć skąd czuła ,że to będzie dzisiaj.
 Nawet mewy krzyczały jakby radośniej.
 Tak , to na pewno będzie już dzisiaj.
 Uwielbiała ten stan radosnego oczekiwania , ten dreszczyk  graniczący z rozkoszą. Czekała.  Od dawna była gotowa na jego przyjście.  Tak długo już była sama.  Zapomniana , opuszczona , pozbawiona tych chwil , których ciepło pamięta tak wyraźnie.  Głodna jego dotyku , widoku jego rozgrzanego ciała.
 Dzisiaj wiedziała , to będzie już , za chwilkę , jeszcze parę sekund  i zobaczy go z daleka.
 Przecież  tak długo już czeka , nie przegapi tej chwili. Nie odda ani jednej sekundy z tych , które za chwilę nastąpią , nigdy , za nic.
Gdyby mogła uśmiechałaby się  na myśl o tym spotkaniu ale nie mogła . Spoglądała  rozmarzona , wilgotna , gorąca i tak bardzo gotowa na jego przyjście.
On na pewno ją też zobaczy z daleka . Wybiegnie na spotkanie .
 Przecież nie widzieli się tak długo . Musiał za nią tęsknić .
 Jeszcze w biegu będzie zrzucał z siebie w pośpiechu ubranie.
 Znowu zaplącze się w nogawki spodni , straci równowagę , zawsze tak robi
a potem otrzepuje nogi próbując się uwolnić ... to takie urocze ...
 a ona będzie czekała  rozkoszując się każdą sekundą .
  Zasłużyła sobie na tę chwilkę rozkoszy. Niczego nie będzie przyśpieszać .  
 Ma dość cierpliwości . Przez całą długą zimę wyobrażała sobie każdą chwilkę w najdrobniejszym szczególe i teraz chce nasycić nią zmysły . Gdyby mogła oglądałaby go biegnącego do niej w zwolnionym tempie ,
kadr po kadrze , sekunda po sekundzie bo potem-
 cały drżący , dziko głodny  jak tułacz na widok świeżego chleba ,uwolniony wreszcie z ubrania runie na nią .
Zatopi w jej ciepłej wilgoci najpierw stopy , znieruchomieje na kilka sekund tylko po to aby wydać jęk ulgi  i rzucić się na nią  z łapczywością młodego wilka . Zanurzy się w niej cały  raz , potem następny i następny.
 Będzie zatapiał się w niej z tą samą dzikością jak wtedy kiedy zobaczył ją pierwszy raz  .  Tak to  o tym myślała przez całą długą zimę  kiedy miała tylko wspomnienia , krzyczące mewy i kilka muszelek ocalałych z poprzednich wakacji.
O tak  , będzie się w niej zanurzał  a ona go przyjmie z łagodnością matki podającej pierś zgłodniałemu dziecku .  Nakarmi go sobą po tylu miesiącach rozstania. Będzie patrzyła z czułością kiedy zaspokojony znieruchomieje na niej świadomy ,że ona jest , że nie zniknie ,że to nie sen.
  Ogarnie ich spokój i ciepło ,
 to ciepło , które zsyła harmonię i radość duszy , które przywraca zmysłom świadomość  otaczającego ich świata.
 On dopiero w tej chwili  zauważy jej piękno , dopiero teraz pomyśli ,że nic się nie zmieniło , że czekała na niego taka jak wtedy -przed laty , kiedy był chłopcem i zobaczył ją pierwszy raz .
Ona będzie patrzyła na jego prawie nagie ciało  , na krople nadające morsa na jego plecach zanim spłyną w szczeliny powstałe między nimi. Zatopi w niej swoje palce i jak pianista lunatyk zasypiając będzie nimi przebierał .
Lubiła kiedy na niej tak zasypiał .Syty , zmęczony  i głuchy na odgłosy ludzi dookoła , którzy tak jak on napawają się tą chwilą pierwszego kontaktu z jej wilgotnym i gorącym piaskiem.
Szumem fal bijących łagodnie o jej brzeg.Z krzykiem mew krążących jak ratowniczy patrol nad nią pełną turystów.
Tak ,
to na tą chwilę czekała .
To ona osładzała jej długie miesiące gorzkiego oczekiwania .Ogrzewała ją w zimowe wieczory i pozwalała przetrwać szalejące jesienne sztormy .
 A potem będzie znowu jesień i zagrzebane w jej piasku puszki po piwie , patyczki po lodach i to  czego nie lubi najbardziej ..wszędobylskie kapsle od butelek.

Gra-mik  2010


 

**************************************************************

Ranna wizja

Stał nieruchomy,spokojny i czekał.
Czekał jak zawsze rano na nią-brała właśnie kąpiel-a on w myślach zadawał sobie stale to samo pytanie: co ona tam robi tyle czasu!?....dlaczego to u niej tyle trwa!?...Czuł jak wzbiera w nim pożądanie ,jak wypełnia całe jego wnętrze tym swoim słodkim ciepłem. Czekał więc.....
czekał na tą chwilę kiedy ona jeszcze wilgotna po kąpieli ,pachnąca oliwką(czy czym tam ona się smaruje) podejdzie do niego wolno...kołysząc zalotnie biodrami,taka niewinna i taka bezwstydna ,i tak piękna w blasku poranka...
zerknie ukosem do lusterka i zrzuci z siebie kąpielowy szlafroczek. Jej nagie ciało wzbudzało w nim zawsze dziki , nie do powstrzymania szał...czuł jak wzbiera w nim z taką siłą...z każdym jej krokiem,z każdym ruchem bioder...z każdą kroplą spadającą z kosmyków jej mokrych włosów....
A ona wolno wyciągnie w jego kierunku rękę delikatną i miękką....przyciągnie go do siebie ujmując w obie dłonie...te kilka sekund chciałby zamienić na godziny....Jej bliskość ,jej ciepło i jej delikatny ,prawie pieszczotliwy dotyk zniewalał go słodko i cudownie.
Tymczasem ona trzymając go w obu dłoniach prawie niezauważalnym ruchem przesunie kciukiem lekko go dociskając...a on....eksploduje milionem kropli.  
Spadnie na jej ramiona...piersi ....usta....lawiną zapachów znacząc jak zwierzę swoje terytorium.......
potem.....ona odstawi go na półkę przy lustrze w sypialni pośród innych  flakoników …
i odejdzie jak zwykle ........a jego zapach z nią.


Gra-mik 2010
 


 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz