Zobaczyła go w oddali ....jest!!!!!!....to mój ląd!!!....to na pewno mój ląd....to musi być mój ląd.!!...nareszcie.....oszalała z radości,roztańczona,pełna marzeń i wyobraźni, drgając każdą kroplą z rozwianą grzywą biegła do niego..piękna,czysta.....zaślepiona,naiwna...gotowa na wszystko czym było spotkanie z tym wyczekanym,wymarzonym lądem ...nic już nie widząc, nic nie słysząc....zupełnie bezbronna i zupełnie nie świadoma...a ląd stawał się coraz większy,z każdą sekundą jej biegu stawał się stromym,skalnym brzegiem broniącym dostępu do lądu....ale tego fala już nie zobaczyła....
runęła na niego całą siłą swoich marzeń,całą radością...gotowa otulić ten wymarzony ląd ciepłem swoich kropel,zatańczyć dla niego milionami odbić słonecznych promieni ….pieścić go migotaniem światełek na swojej grzywie i …
całą sobą upadła na skałę ...roztrzaskała ,rozpadła się z jękiem miliona kropli....spłynęła bezwładnie po zimnej i niewzruszonej skale ledwo pojmując co zaszło....zatapiając się wolno w odmętach oceanu..oszołomiona...zagubiona...rozbita...
jedno pragnienie,jedna myśl....ląd....mój ląd...tam jest mój....
zerwała się z głębin..już nie taka piękna...i nie taka roztańczona...silna gniewem , doświadczona rozpaczą,gnana pragnieniem osiągnięcia upragnionego lądu...gotowa walczyć o NIEGO za wszelką cenę...gotowa zdobyć Go nawet kosztem siebie.. uderzyła o skałę...raz.....i jeszcze raz...i jeszcze....
im bardziej uderzała tym dalej skała odrzucała ją od lądu...im bardziej była wzburzona tym mocniej skała oddawała ciosy...im szybciej fala uderzała o skałę tym głębiej zapadała się w morskie odmęty rozbita.....
i tak trwał taniec fali owładniętej jednym pragnieniem i skały,zimnej, niewzruszonej na swym posterunku......fala słabła ,z każdym nowym uderzeniem ubywało jej kropel a tym samym ubywało jej blasków słońca odbijającego się w jej grzbiecie…
aż przyszedł dzień kiedy wiedziała ,że to już ostatni raz....że nie ma już sił walczyć o swój ląd....że nie ma już siły walczyć o nic.....że to koniec....przegrałam,pomyślała z rozpaczą...nie ma dla mnie lądu....nie ma dla mnie nic....
odpłynęła...nabrała siły po raz ostatni....spojrzała na ląd, ten oddalony JEJ LĄD …..upragniony,jedyny..
na słońce..
na błękitne niebo.....
zapłakała a gorące krople jej łez spadały tworząc mgłę....albo pokonam skałę albo się o nią rozbiję-pomyślała....pogodzona z sobą...pogodzona z losem.....obdarta z marzeń..resztkami sił..ruszyła przed siebie na oślep.....gotowa zginąć za swoje marzenia.....gotowa na śmierć...
zupełnie nie oczekiwanie powiał wiatr kierując zaślepioną falę ,sunącą wprost na skały w innym kierunku ….. kiedy czuła ,że to już...że teraz uderzy o skałę...świadoma nieosiągalności tego upragnionego lądu o którym wiedziała tylko że jest...runęła przed siebie i......
upadła z łoskotem na ciepły,miękki piasek....rozlała się po nim raz...i jeszcze raz...i jeszcze...coraz wolniej i wolniej....coraz leniwiej..i leniwiej.....pieszcząc łagodny, piaszczysty brzeg ,który przyjął ją łagodnie..przywitał krzykiem mew....przytulił ciepło rozkładając ramiona swojej plaży.....oszołomioną...szczęśliwą...uspokojoną.....
zostali tam.....ona-szalona,kipiąca i zdeterminowana fala i on-łagodny ,ciepły i spokojny brzeg....błękitna laguna
gra-mik 26.08.2008
************************************************************************************
Jego pierwszy raz
Włożył rękę do kieszeni…
ostatnio dość często wkładał rękę do kieszeni…
właściwie mógłby uznać ,że uzależnił się od tej kieszeni….nie…uzależnił się od zawartości kieszeni….
Ilekroć wkładał tam ostatnio rękę odnosił wrażenie jakby świat zatrzymywał się na chwilę….istniała tylko ta chwila, ten moment kiedy palce Go dotykały …i nie ważne czy robił to szybkim ruchem w pośpiechu ,nerwowo czy też delikatnie dotykał samymi opuszkami palców pieszcząc Go i obracając …
przyjemność zawsze była taka sama…narastała z każdą sekundą obcowania z Nim….czuł napływ gorąca, które wypełnia go całego…czuł jak na policzki wypływał rumieniec a oczy delikatnie się przymykały... istniała tylko rozkosz dotyku…
Wiedział ,że to tylko narzędzie ,że potem, kiedyś ...musi nastąpić coś więcej…ale teraz sam dotyk,sama pieszczota jego palców wystarczała za wszystkie przyjemności świata….wyobraźnia podsuwała obrazy, krew tańczyła mu w żyłach ,serce zaczynało bić jak oszalałe…
Czasem idąc ulicą delikatnie dotykał kieszeni spodni sprawdzając czy On tam jest…był…i wtedy uśmiechał się do siebie na samo wspomnienie tych chwil kiedy Go trzymał ,dotykał,zaciskał na Nim palce i czuł Go całym sobą…znał już dokładnie każdy Jego milimetr…mógł go przywołać w pamięci kiedy zechciał ,tyle razy palcami poznawał Jego detale….żadnej z tych chwilek nie oddałby nikomu….
To przecież jego przygrywka do najważniejszej chwili w jego życiu…
do chwili kiedy Ona ,Marta stanie przed nim…kiedy patrząc głęboko w jej chabrowe oczy jedną ręką obejmie ją w pasie…przyciągnie do siebie w ten cudowny sposób ,który Ona tak lubi….pocałuje najpierw delikatnie jakby od niechcenia …potem mocniej…jednocześnie wolno,niepostrzeżenie wsadzi rękę do kieszeni…wyjmując Go z będzie rozkoszował się podwójnie wiedząc ,że za chwilę …za momencik Marta też Go zobaczy…
że zapiszczy z radości i podniecenia…a źrenice jej oczu zapłoną niecierpliwością i pożądaniem...kiedy będzie Go delikatnie ,z prawie nabożnym namaszczeniem i największą ostrożnością wkładał…delektując się każdą sekundą tej chwili jedynej i najważniejszej…..
czując narastające swoje i jej podniecenie….
czując przyśpieszony puls i widząc jej coraz szybciej falującą pierś…
na tą chwilę czekali oboje…bardzo ,bardzo długo….
…………………..
a potem, kiedy włoży Go dokładnie tam gdzie powinien się znaleźć…
szybkim ruchem przekręci Go w stacyjce ….
silnik zamruczy…
zapną pasy….
i pojadą swoim własnym samochodem w przyszłość.
Gra-mik
2008
****************************************************************************************
Magiczne kółeczko
Na
kuchennym blacie ktoś położył pęk kluczy...jak zwykle...było to
stałe miejsce dla kluczy więc nie było w tym nic nadzwyczajnego.
Leżały tam sobie jak co dnia ale tym razem nie leżały spokojnie.
Największy klucz z pęku, gruby ,duży z ogromną i bardzo rzeźbioną
koroną zaczął rozpychać się mrucząc ,że jemu to właśnie
należy się więcej miejsca .
-Jestem
kluczem od bramy! ..krzyknął poirytowany...należy mi się
szczególne miejsce bo jestem nie tylko największy ale i
najważniejszy!!!Beze mnie Państwo nie dostaną się na posesję....z
drogi!!!
-Hola!!...krzyknął
kluczyk bardzo podobny do grubasa tylko ,że zgrabniejszy, mniejszy i
staranniej wykonany....może jesteś największy ale na pewno nie
najważniejszy. To mnie należy się szczególne miejsce!jestem od
domu....beze mnie na pewno do domu nie wejdą !!!
a
dom lubią bardziej od bramy ,musisz przyznać....spadaj stary...i
sprytnym dość ruchem zepchnął klucz od bramy na bok.
-O!
na pewno nie! To mnie należy się laur!! To mnie Państwo kochają
najbardziej,to mnie rano szukają i martwią się kiedy nie mogą
mnie znaleźć..zawołał kluczyk od samochodu... to ja
otwieram im drzwi ich autka....jesteście więksi ale to moje
miejsce...i zgrabnym ruchem przesunął oniemiałych przeciwników.
-No
jeśli mowa o sympatii Państwa to bardzo proszę szanownych
przedmówców o ustąpienie z mojego miejsca..zawołał stanowczo i
kategorycznie breloczek w kształcie krasnala.
-No
to już szczyt bezczelności!!... odezwały się razem piskliwym
chórkiem kluczyk do pocztowej skrzynki i garażu...ty nawet nie
jesteś kluczem! Jakim prawem zabierasz głos!?....
-bo
to mnie kochają!to mnie zawiesili tu na szczęście!to beze mnie nie
znaleźliby żadnego z was!Dla Państwa jesteście tylko kluczami
...I co!?...spojrzał po kluczach z pogardą ... To ja jestem
najważniejszy!
-nie
!to moje miejsce.!..
a
właśnie ,że moje.!!..
nasze!
nasze!....krzyczały
jeden przez drugiego , rozpychając się i udowadniając swoją
ważność nad drugimi....spór trwałby pewnie jeszcze do dzisiaj
gdyby ktoś spokojnie i stanowczo nie przemówił tak:
-ależ
moi drodzy,dajcie spokój tej kłótni...wszyscy jesteśmy ważni bo
każdy jest potrzeby i nie ma wtedy znaczenia w którym miejscu
odpoczywa....
-kto
to powiedział?..po pęku kluczy rozeszło się to pytanie jak
echo....
-nie
ja-odpowiedział grubas od bramy wydymając się jeszcze bardziej
-ja
też nie-dodał szybko i niespokojnie klucz od domu rozglądając się
ciekawie
-ani
ja!-klucz od samochodu spojrzał z wyrzutem na kluczyki od garażu i
skrzynki pocztowej.
-to
nie myyyyyy!...zawołały maluchy i skuliły się jak tylko mogły
najbardziej. Brelok- krasnoludek wzruszył tylko
ramionkami na znak ,że nie zabierał głosu i wskazał kciukiem w
niezbyt określonym kierunku nad sobą.
To
ja...to ja powiedziałem....powiedziało kółeczko.
Ty?!...ty?...zgodnym
chórem zakrzyczały wszystkie klucze bez wyjątku …
-no
żeby jeszcze brelok...bo faktycznie jest tu po to aby nas nie szukać
na blacie!...ale ty!...zwykłe ,pospolite kółeczko!?...
no
masz tupet!..
no
naprawdę masz tupet....żeby w takiej dyskusji brać udział!!
no
niech pordzewieję jak nie jest to bezczelność !!!...krzyczały już
jeden przez drugiego zapomniawszy nawet o co szedł spór przed
chwilą.
-Tak
bo to ja was wszystkich trzymam...beze mnie nie będzie pęku
kluczy...beze mnie na nic się nie przyda breloczek.....ja trzymam
was razem ...ja sprawiam ,że pęk kluczy istnieje...ja sprawiam ,że
breloczek ma co wskazywać Państwu....beze mnie rozsypiecie się i
pogubicie...nie jestem najważniejszy ale jestem najpotrzebniejszy
wam...odpowiedział spokojnie i z godnością mały metalowy krążek
.
A
klucze?...zamilkły zawstydzone .
Gra-mik 2008
**********************************************************
Szara
gołębica-opowieść walentynkowa
Pewien
człowiek...DOBRY CZŁOWIEK....wędrował sobie przez życie. Był
sam, więc sam wędrował i było mu z tym dobrze. Czasem zatrzymał
się tu ,czy tam...porozmawiał z tym czy owym...ale potem ruszał w
drogę...nie czuł się samotny bo droga po której szedł
dostarczała mu stale rozrywek, wzruszeń, ciekawych sytuacji i
możliwości do bycia dobrym człowiekiem.
Pewnego
razu ujrzał na drodze skulonego nieruchomego ptaka, szarą gołębicę.
Kiedy podszedł okazało się ,że gołąbek jest poraniony,
ma połamane skrzydełka i zupełnie opadł z sił. Dobry
człowiek zabrał więc gołąbkę ze sobą, opatrzył ,
poskładał skrzydła tak aby się mogły prawidłowo zrosnąć
,karmił , poił i pielęgnował tak jak potrafił... .Szara
gołąbka nie wiedzieć kiedy wróciła do zdrowia , skrzydła zrosły
się bez śladu, nabrała sił....ale nie odlatywała...była wolna i
zdrowa ale nie odlatywała.....dobry człowiek wędrował a ona
latała nad nim wachlując skrzydłami w spiekotę ,lub tworząc cień
nad jego głową...albo siadała mu w dłoniach i zasypiała z głową
opartą na jego kciuku....
.mijały lata....
dobry
człowiek przestał się nią zajmować bo miał inne sprawy na
głowie.... wędrował z kochającą go gołębicą nad
głową nie myśląc zupełnie o tym dlaczego jest...czy dlaczego nie
odlatuje.....zupełnie go to nie zajmowało bo gołębica po prostu
była ...i już.... Gołębica wiedziała ,że dobry człowiek nie
jest ptakiem ,nie ma skrzydeł.... że nie potrafi wznieść się tak
wysoko jak ona więc czasem wzbijała się wysoko i opowiadała
dobremu człowiekowi co widzi....wierzyła, że na swych skrzydłach
niesie jego duszę tam , wysoko ...aby i ona- dusza dobrego
człowieka mogła zobaczyć to wszystko co widziała szara
gołębica.....i czuła się szczęśliwa.....mimo ,że dobry
człowiek wcale nie słuchał tego jej gruchania.....nie był
przecież ptakiem.....
mijały
kolejne lata.....
dobry
człowiek wraz gołębicą nad głową wędrował dalej..... aż
kiedyś podniósł wzrok i zobaczył ,że gołębica frunie nad nim
tworząc cień tak aby słońce nie parzyło go w twarz.....pomyślał
wtedy z dumą ….że to wygodnie mieć takiego ptaszka .... że
cały czas tu jest z nim , w zasięgu ręki..... że to dobrze móc
zwrócić komuś życie.....pomyślał o sobie z dumą i uśmiechem,
czuł się naprawdę Dobrym Człowiekiem....
wtedy też
zobaczył jaka jest piękna kiedy tak lata nad jego głową a
promienie słońca przenikają przez jej skrzydła złotym
włosem spływając mu na twarz......wtedy zobaczył też ,że jest
wolna!!!!...
..pomyślał ,że w
każdej chwili może sobie odlecieć daleko!!!!!. ..może go
zostawić!!!!.....
..może po prostu nie usiąść już nigdy na jego
dłoni......nie oprzeć małej szarej główki na jego kciuku..
Dobry człowiek przestraszył się ..po raz pierwszy bardzo
się przestraszył….złapał więc szarą gołębicę.....i
połamał jej skrzydła …tak aby już nigdy nie mogła odlecieć od
niego!.....a kiedy to zrobił ....posmutniał nagle...i gorzko
zapłakał nad sobą samym ...poczuł bowiem jej ból…zrozumiał
wtedy biedny Dobry Człowiek,że tylko Ona była z nim przez ten cały
czas .. że tam , nad jego głową kiedy słońce przeglądało się
w jej piórach była taka piękna …
a teraz widział przed sobą
zwykłego ptaka...bez blasku słońca między skrzydłami była
taka zwyczajna....a on bez tych skrzydeł nad głową i bez tego jej
cienia na swojej twarzy był już tylko zwyczajnym
człowiekiem……..zrozumiał
wtedy ,że to były też jego skrzydła........
Kim
jesteś ?.....ptakiem czy wędrowcem?
Jeśli
jesteś ptakiem nie pozwól połamać swoich skrzydeł
Jeśli
jesteś wędrowcem nie łam ,bo to mogą być właśnie twoje
skrzydła.
Tak
czy tak ...
wędrując przez życie rozglądaj się gdzie są twoje
skrzydła........
14.02.2008
gra-mik
******************************************************************
Fata
mrugana
Zobaczyła ją opartą o ścianę w holu bazy transportowej małej budowlanej firmy. Stała tam,wyprostowana,dumna jak nieme ziszczenie marzeń....Tak-marzeń.... To o Niej marzyła podświadomie...to Ją przywoływała w myślach. A teraz.... stała tam … tak po prostu... realna jak tłok w tramwaju,jak brak kasy przed pierwszym i tak prawdziwa jak tylko mogła być prawdziwa ta chwila. Już wtedy wiedziała ,że muszą się poznać,że musi do Niej podejść,musi Ją dotknąć.......ale nie teraz...nie w tej chwili kiedy oczy tych wszystkich kręcących się po bazie mogły zmącić piękno tego pierwszego kontaktu. Powtarzała sobie:...musisz zaczekać..musisz!!!.. Odczekać kiedy nikogo ,ale to zupełnie nikogo nie będzie. Kiedy będą zupełnie same. Kiedy z nikim nie będzie musiała dzielić słodyczy poznania.....Jeszcze wtedy nie miała pojęcia ,że na tę chwilę będzie musiała tak długo czekać.Nie miała pojęcia na jakie wyczekiwanie skazała siebie ....na jaką próbę.
Każdego dnia,każdej minuty miała Ją w zasięgu wzroku. Przechodziła obok Niej ledwo na Nią patrząc jakby bała się ,że ktoś mógłby odkryć jej fascynację i unicestwić poznanie zanim się ziści. Całą siłą woli powstrzymywała się aby przechodząc obok Niej nie próbować Jej choćby czubkiem palca dotknąć,nie otrzeć się o Nią niby przypadkiem albo nie wlepić w Nią pełnego uwielbienia wzroku.To był najdłuższy miesiąc w jej życiu....Tak bardzo Jej pragnęła,tak bardzo chciała już na tej przeklętej bazie zostać sama by móc zbiec te kilka dzielących je schodków i spełnić wreszcie swoje najbardziej skrywane marzenie...w marzeniach przez ten miesiąc przeżywała tę chwilę miliony razy..........
i
stało się...pewnie dlatego nie od razu do niej dotarło.
Nareszcie!!...nareszcie jest sama ...sama na tej przeklętej
bazie!!!...
nareszcie nikt się nie kręci...nikt nie patrzy...
Jeszcze przez chwilę,kilka sekund zamarła w
bezruchu nasłuchując czy to na prawdę TEN moment....
Tak... nie ma nikogo....
tak jak to sobie wymarzyła- NIKOGUŚKO!!!
Przestała myśleć......,teraz istniała już tylko Ta chwila i
One....
wiedziała ,że nic jej już nie zatrzyma,... z wypiekami na
twarzy zatrzasnęła biuro i wybiegła...leciutka jak liść na
wietrze wbiegła do korytarza....na schody, które prowadziły na
ganek...a tam na pewno Ona stoi jak zwykle....Nagle!!.... dotarła do
niej straszna,przerażająca myśl:... a jeśli Jej tam nie
ma?...jeśli właśnie dzisiaj tam nie stoi?...Jakoś właśnie
dzisiaj nie miała sposobności by w ciągu dnia zejść i popatrzeć
na Nią więc nie wie...Nie pamięta też czy stała tam
rano...NIE!!! to byłoby zbyt straszne!...Pełna obaw schodziła
ze schodów z oczami wbitymi w jedno tylko miejsce,w którym zawsze
Ona stała .Nie była w stanie widzieć i słyszeć nic. Nie mogła
myśleć o niczym więcej tylko o tym ,że już za chwilę ,za parę
sekund będą razem...same i tylko dla siebie......
A
Ona stała tam,cicha...,jak zwykle spokojna... ,oparta o
ścinę...jakby nigdy nic innego nie robiła tylko czekała na to
spotkanie!...mogła Jej dotknąć...,położyć na Niej swoje
rozedrgane niecierpliwością i pożądaniem palce....Wbić w Nią
paznokcie......,wczepić się w Nią z dzikością młodego wilczka i
kołysząc biodrami stać się z Nią jednością.......Zarzucała
biodrami to w jedną,to w drugą stronę.... a Ona... podążała za
nią tak zgrabnie jakby były dla siebie stworzone. Śledziła Jej
ruch z taką uwagą i namaszczeniem jak nowicjatka w klasztorze
słucha pierwszego czytania biblii. Z jej twarzy nie tylko nie znikł
rumieniec ale pojawiło się jeszcze uwielbienie, uśmiech rozkoszy
jaki można zobaczyć tylko na twarzy pierwszych
kochanków......I
stała tam , na środku placu bazy transportowej małej firmy
budowlanej...na szpilkach cieniutkich jak igiełki...z podkasaną
wysoko spódniczką..z rozognionym pożądaniem wzrokiem....z
zaczerwienionymi od radości policzkami..... a między jej
rozstawionymi lekko nogami poruszała się to w jedną, to w
drugą stronę wprawiona w ruch jej biodrami chruściana
miotła-jej
wreszcie zmaterializowane marzenie.......
baza nie była pusta....ale o tym dowiedziała się ciut później.
baza nie była pusta....ale o tym dowiedziała się ciut później.
Gra-mik 2009
*********************************************************
Kapsle na
piasku
Początek lata.
Dzień
wolniutko budził się do życia .
Łapał pierwszy ciepły oddech , łaskotał ją
promieniami wstającego słońca.
Ona nie spała .
Już
dawno obudziła się z długiego zimowego snu.
Nie wiedzieć skąd czuła ,że to będzie dzisiaj.
Nawet mewy krzyczały jakby radośniej.
Tak , to na pewno będzie już dzisiaj.
Uwielbiała ten stan radosnego oczekiwania ,
ten dreszczyk graniczący z rozkoszą.
Czekała. Od dawna była gotowa na jego
przyjście. Tak długo już była sama. Zapomniana , opuszczona , pozbawiona tych
chwil , których ciepło pamięta tak wyraźnie.
Głodna jego dotyku , widoku jego rozgrzanego ciała.
Dzisiaj wiedziała , to będzie już , za chwilkę
, jeszcze parę sekund i zobaczy go z
daleka.
Przecież
tak długo już czeka , nie przegapi tej chwili. Nie odda ani jednej
sekundy z tych , które za chwilę nastąpią , nigdy , za nic.
Gdyby
mogła uśmiechałaby się na myśl o tym
spotkaniu ale nie mogła . Spoglądała
rozmarzona , wilgotna , gorąca i tak bardzo gotowa na jego przyjście.
On
na pewno ją też zobaczy z daleka . Wybiegnie na spotkanie .
Przecież nie widzieli się tak długo . Musiał
za nią tęsknić .
Jeszcze w biegu będzie zrzucał z siebie w
pośpiechu ubranie.
Znowu zaplącze się w nogawki spodni , straci
równowagę , zawsze tak robi
a
potem otrzepuje nogi próbując się uwolnić ... to takie urocze ...
a ona będzie czekała rozkoszując się każdą sekundą .
Zasłużyła sobie na tę chwilkę rozkoszy.
Niczego nie będzie przyśpieszać .
Ma dość cierpliwości . Przez całą długą zimę
wyobrażała sobie każdą chwilkę w najdrobniejszym szczególe i teraz chce nasycić
nią zmysły . Gdyby mogła oglądałaby go biegnącego do niej w zwolnionym tempie ,
kadr
po kadrze , sekunda po sekundzie bo potem-
cały drżący , dziko głodny jak tułacz na widok świeżego chleba
,uwolniony wreszcie z ubrania runie na nią .
Zatopi
w jej ciepłej wilgoci najpierw stopy , znieruchomieje na kilka sekund tylko po
to aby wydać jęk ulgi i rzucić się na
nią z łapczywością młodego wilka .
Zanurzy się w niej cały raz , potem
następny i następny.
Będzie zatapiał się w niej z tą samą dzikością
jak wtedy kiedy zobaczył ją pierwszy raz
. Tak to o tym myślała przez całą długą zimę kiedy miała tylko wspomnienia , krzyczące
mewy i kilka muszelek ocalałych z poprzednich wakacji.
O
tak , będzie się w niej zanurzał a ona go przyjmie z łagodnością matki
podającej pierś zgłodniałemu dziecku .
Nakarmi go sobą po tylu miesiącach rozstania. Będzie patrzyła z
czułością kiedy zaspokojony znieruchomieje na niej świadomy ,że ona jest , że
nie zniknie ,że to nie sen.
Ogarnie ich spokój i ciepło ,
to ciepło , które zsyła harmonię i radość
duszy , które przywraca zmysłom świadomość
otaczającego ich świata.
On dopiero w tej chwili zauważy jej piękno , dopiero teraz pomyśli
,że nic się nie zmieniło , że czekała na niego taka jak wtedy -przed laty ,
kiedy był chłopcem i zobaczył ją pierwszy raz .
Ona
będzie patrzyła na jego prawie nagie ciało
, na krople nadające morsa na jego plecach zanim spłyną w szczeliny
powstałe między nimi. Zatopi w niej swoje palce i jak pianista lunatyk
zasypiając będzie nimi przebierał .
Lubiła
kiedy na niej tak zasypiał .Syty , zmęczony
i głuchy na odgłosy ludzi dookoła , którzy tak jak on napawają się tą
chwilą pierwszego kontaktu z jej wilgotnym i gorącym piaskiem.
Szumem
fal bijących łagodnie o jej brzeg.Z krzykiem mew krążących jak ratowniczy
patrol nad nią pełną turystów.
Tak
,
to
na tą chwilę czekała .
To
ona osładzała jej długie miesiące gorzkiego oczekiwania .Ogrzewała ją w zimowe
wieczory i pozwalała przetrwać szalejące jesienne sztormy .
A potem będzie znowu jesień i zagrzebane w jej
piasku puszki po piwie , patyczki po lodach i to czego nie lubi najbardziej ..wszędobylskie
kapsle od butelek.
Gra-mik 2010
**************************************************************
Stał nieruchomy,spokojny i czekał.
Czekał jak zawsze rano na nią-brała właśnie kąpiel-a on w myślach zadawał sobie stale to samo pytanie: co ona tam robi tyle czasu!?....dlaczego to u niej tyle trwa!?...Czuł jak wzbiera w nim pożądanie ,jak wypełnia całe jego wnętrze tym swoim słodkim ciepłem. Czekał więc.....
czekał na tą chwilę kiedy ona jeszcze wilgotna po kąpieli ,pachnąca oliwką(czy czym tam ona się smaruje) podejdzie do niego wolno...kołysząc zalotnie biodrami,taka niewinna i taka bezwstydna ,i tak piękna w blasku poranka...
zerknie ukosem do lusterka i zrzuci z siebie kąpielowy szlafroczek. Jej nagie ciało wzbudzało w nim zawsze dziki , nie do powstrzymania szał...czuł jak wzbiera w nim z taką siłą...z każdym jej krokiem,z każdym ruchem bioder...z każdą kroplą spadającą z kosmyków jej mokrych włosów....
A ona wolno wyciągnie w jego kierunku rękę delikatną i miękką....przyciągnie go do siebie ujmując w obie dłonie...te kilka sekund chciałby zamienić na godziny....Jej bliskość ,jej ciepło i jej delikatny ,prawie pieszczotliwy dotyk zniewalał go słodko i cudownie.
Tymczasem ona trzymając go w obu dłoniach prawie niezauważalnym ruchem przesunie kciukiem lekko go dociskając...a on....eksploduje milionem kropli.
Spadnie na jej ramiona...piersi ....usta....lawiną zapachów znacząc jak zwierzę swoje terytorium.......
potem.....ona odstawi go na półkę przy lustrze w sypialni pośród innych flakoników …
i odejdzie jak zwykle ........a jego zapach z nią.
Gra-mik 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz