poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Nie pojawiałam się na blogu od jakiegoś czasu ...ale nie znaczy to ,że nic nie robiłam , przeciwnie tyle powstawało nowych ''postaci''że nie nadążałam je fotografować .
na wszystko przychodzi czas
więc :
po latach fascynacji włóczkowymi laleczkami zapadłam na nieuleczalną chorobę zwaną ''skrzatomania''. Głównym objawem tej choroby jest pojawianie się coraz to nowych ,różnej wielkości skrzatów ,które nazwałam POCIESZKI .
Są nie tylko szydełkowe ale i filcowe ,malowane a kto wie czy nie wyklejane ....wszystko przede mną .Skrzaty od laleczek różni to ,że po zrobieniu laleczki czuję się ''syta'' ,twórczo spełniona .....a skrzaty tak szybko jak się pojawiają znikają pozostawiając stały głód ......muszę je więc robić ...a one znowu uciekają ....to ja znowu je robię.....i trwa ta nasza gonitwa już 2 lata .
Postanowiłam więc je WAM przedstawić  ........zanim znikną .....oto skrzaty duże











średnie skrzaty w znikaniu są chyba najlepsze


 za to te maluszki najlepiej pocieszają......najszybciej wywołują uśmiech i to nie tylko na pyszczkach dzieci ,....nie nie





a na same Święta Bożego Narodzenia oblazły moją choinkę te najmniejsze,filcowe skrzaciki







pozdrawiam skrzatowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz